[the:blog] Czy prekursorzy mają najtrudniej? Czyli o procesie rekrutacji no-code i low-code
Dwa lata temu Michał Bartkiewicz, Founder & IT Recruitment Freelancer w Be in IT prowadził pionierską rekrutację w Polsce na stanowiska no-code i low-code. Jaką przyjął strategię i jak wyglądał proces? Zapraszamy do przeczytania wywiadu, z którego dowiecie się, jak wyglądają kulisy rekrutowania do ról, które dopiero zyskują specjalistów.
Duże rekrutacje, zwłaszcza te pionierskie, wymagają zgromadzenia sporej ilości danych i precyzyjnego działania. Jakich narzędzi używasz w procesie rekrutacji? Jaka jest tu rola platformy the:protocol?
W każdym procesie rekrutacyjnym stawiam na różnorodność i mnogość źródeł pozyskania kandydata. Nigdy nie ograniczam się do jednego źródła, gdyż wychodzę z założenia, że każdy z kandydatów ma swoje preferencje co do miejsca, gdzie przegląda oferty potencjalnej nowej pracy czy kontraktu.
Poza typowym sourcingiem we własnej bazie czy w kanałach social mediach, stawiam też na ogłoszenia na job-board’ach i posty w branżowych grupach. Niewątpliwym wsparciem procesu rekrutacji była również platforma the:protocol, która była przydatna na pierwszym etapie , czyli jako miejsce, gdzie mogę umieścić ogłoszenie. Nastawiłem się na zainteresowanie ze strony kandydatów, którzy lubią przeglądać oferty na topowych platformach z ogłoszeniami o pracę w IT. I ta strategia się sprawdziła.
Jak wyglądała Wasza rekrutacja no-code/low-code na etapie weryfikacji technicznej? Jakie sprawdzone metody oceny wykorzystaliście, a które elementy procesu były nowe?
Należy zacząć od tego, że była to totalna nowość, pionierska rekrutacja w Polsce na takie stanowisko. Było to bardzo duże wyzwanie. Zaczynaliśmy te procesy 2 lata temu i wówczas no-code/low-code w Polsce dopiero raczkował. W naszym kraju nie było praktycznie developerów no-code, którzy byliby choćby na poziomie Junior czy Mid, nie wspominając już o wyższym seniority.
Obraliśmy z klientem strategię, że poszukamy Developerów wyspecjalizowanych w innych językach, którzy chcieliby zmienić swoją bazową technologię tworzenia rozwiązań IT na narzędzia no-code/low-code. Przyniosło to zamierzony efekt, a jako ciekawostkę mogę dodać, że największy odsetek programistów chcących poznać nowe środowisko nc/lc stanowili PHP’owcy.
Oprócz standardowej weryfikacji technicznej, osobowościowej oraz z ogólnej wiedzy IT i SDLC, kandydaci mieli do wykonania zadanie w narzędziu Bubble, które jest dominującym toolem u klienta. O ile zadania domowe podczas rekrutacji budzą dyskusje i kontrowersje, o tyle tutaj był to strzał w dziesiątkę. Wielu kandydatów miało okazję poznać „na żywo” swoje przyszłe narzędzie pracy, co skłaniało ich do wstępnych decyzji i przemyśleń. Część kandydatów z zadaniem poradziło sobie świetnie, polubili Bubble i no-code, ale byli też i tacy którzy na tym etapie stwierdzili, że to nie dla nich. Mieliśmy wielu kandydatów, którzy aplikując chcieli dopiero poznać, na czym polega no-code development, co nikogo z nas nie dziwiło, ponieważ nadal jest to zupełna nowość na rynku.
Prawdziwa weryfikacja przychodziła jednak w pierwszych miesiącach pracy, już po zatrudnieniu, gdy nowicjusze mierzyli się „live” z projektami. Zdecydowana większość świetnie poradziła sobie z tworzeniem softu w tool’ach no-code/low-code, jednak byli tacy, którzy po prostu nie wpasowali się w ten świat. Mimo wszystko finalnie udało się zbudować ponad 20-osobową ekipę developerów, project managerów, designerów oraz testerów.
Jakie pojawiały się motywacje u kandydatów, którzy zmieniali ścieżkę zawodową? Czy zauważyłeś jakąś prawidłowość, czy to kwestia bardziej indywidualnych motywacji?
Co jakiś czas w sieci pojawia się technologia, która ma zrewolucjonizować dotychczasowe sposoby tworzenia oprogramowania. I tak też trochę było z no-code, który przyszedł do nas z USA. Nie brakowało głośnych nagłówków o „końcu programistów” związanych z klasycznym stackiem. Taki stan rzeczy powtarza się co jakiś czas, obecnie w modzie jest „wypieranie Developerów przez AI”, a za chwilę pewnie pojawi się inna kwestia, o której będziemy dyskutować. Z drugiej strony, tego typu rozważania nie dotyczą tylko IT, bo przecież co rusz słyszymy o tym, że autonomiczne auta zastąpią te klasyczne, czy nawet ostatnio słyszałem o końcu standardowych telewizorów na rzecz nowszych technologii.
Wracając jednak do tematu, no-code wzbudził zainteresowanie na rynku i wielu – szczególnie młodych programistów – chciało spróbować swoich sił w czymś zupełnie nowym czyli tworzeniu oprogramowania bez użycia kodu (no-code) lub z jego minimalnym wykorzystaniem (low-code).
Głównym powodem aplikowania developerów na stanowiska no-code była zatem po prostu ciekawość i poszukiwanie nowych wyzwań, a także chęć udziału w czymś, co dopiero raczkuje w naszym kraju, dając sobie szansę wzrastania razem z technologią.
Pamiętajmy jednak, że narzędzia, które tworzą strony www czy aplikacje bez potrzeby pisania kodu istnieją już od wielu, wielu lat. Sam pamiętam chociażby Microsoft Frontpage 2003, gdzie tworząc proste szkice, niczym w Paincie mogliśmy zbudować stronę główną i osadzić ją na serwerze, przy okazji generując kiepskiej jakości kod „pod spodem”. Oczywiście dzisiejsze rozwiązania są znacznie bardziej rozbudowane i różnica między nimi, a tymi z początku obecnego wieku jest wyraźnie odczuwalna.
Dziś grupa no-/lowcode devów nie jest zbyt liczna, ale trend się będzie zmieniał, bo wartość tego rynku wzrasta. Czy widzisz oznaki zmian w rekrutowaniu developerek i developerów no-code i low-code w Polsce? A jeśli tak, to czy impuls jest zauważalny od strony biznesu, czy kandydatów? A może z obu kierunków?
Widzę coraz więcej ogłoszeń na no-code/low-code developerów, zarówno w kraju jak i poza granicami. Wynika to z coraz większej ilości projektów, gdzie klienci decydują się skorzystać z oferty nocode softwarehouse’ów. Głównym założeniem no-code/low-code w ujęciu biznesowym jest przecież niższy koszt usługi, z zachowaniem jakości równającej się tradycyjnemu developmentowi. Z założenia, soft ma być dostarczany do klienta znacznie szybciej niż ten oparty o typowe technologie.
Temat wywołuje wiele emocji i stał się obiektem dyskusji w sieci. Często spotykam się z opinią, że no-code można wykorzystać do stworzenia tylko MVP (Minimum Viable Product), natomiast zwolennicy no-code twierdzą, że tak samo można wykonać rozbudowane aplikacje. Finalnie nie chciałbym jednak wchodzić w detale i dyskusje o nich, gdyż zwyczajnie uważam, że z perspektywy rekrutera moja wiedza o architekturze i doborze technologii do wykonywania oprogramowania może być zbyt mała, aby wyrażać osądy.
Jedno jest pewne – wzrost rekrutacji no-code da się zauważyć gołym okiem, ale na pewno nie odbywa się to kosztem tradycyjnych procesów rekrutacyjnych na standardowe technologie. Powiedziałbym, że no-code i low-ocde wypełniają obecnie pewną lukę.
Rekrutowałeś devów, testerów i PMów. Spodziewasz się kolejnych rekrutacji no-/lo- code w innych obszarach, takich jak choćby cybersec lub UX?
Myślę, że największe wyzwanie stanowi switch developera z klasycznego stacku do narzędzi no-code. Rekrutacje project managerów, testerów czy inżynierów security nie będą wymagały aż tak znacznego przekwalifikowania, będzie to kwestia wdrożenia w nowe środowisko pracy.
Czy wśród kandydatów pojawiały się osoby bez techowego doświadczenia, które postanowiły zmienić ścieżkę zawodową i wejść w branżę IT?
Tak, mieliśmy kandydatów, którzy przeszli kursy online na no-code developerów, zarówno zagraniczne, jak i te polskie, np. Apptoyou.pl. Ich poziom wiedzy po szkoleniu był na tyle dobry, że przeszli pomyślnie rekrutację na Entry Level i zostali zatrudnieni. Trzeba jednak podkreślić, że były to osoby, które same wykonały pierwszy krok w celu poznania podstaw no-code developmentu.
Widzimy zatem, że przy odpowiednim przygotowaniu podpartym motywacją, można wejść na dobre w świat branży IT i radzić sobie z sukcesami z kolejnymi wyzwaniami. Zachęcamy do śledzenia naszego bloga i rekrutacji!